Obiecałem sobie, że nigdy nie wezmę wzmacniacza lampowego. Że to nie dla mnie, że nieużyteczne, że magia lampy to jakiś mit.
Myliłem się.
Jolida może się podobać. Moja wersja ma 4 wejścia, jest to nowszy model. Przykręcane, porządne gniazda chinch, ekranowana płytka wejściowa. Wzmacniacz ma trafo jak krowia qpa i jest konkretnie ciężki. W środku porządny czarny alps do regulacji głośności i dwie lampki electroharmonix'a 12AX7 (z tego co pamiętam).
Podświetlenie przycisków trochę denerwuje (3 diody = 3 różne kolory niebieskiego) ale to nieistotne. Pilot jest zacny, działa w każdej pozycji i nawet nie jest rzydki :)
Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo jak się włączy... TO JEST MUZYKA! Szczegóły opisałem w plusach i minusach. Nie mam wielkiego doświadczenia, w dodatku miałem chwilę przerwy w audiofilskich poszukiwaniach, ale trudno mi sobie przypomnieć wzmacniacz do 6 tysięcy zł, który grał by TAK PIĘKNIE.
Jestem zakochany w tym wzmacniaczu, cieszę się jak dziecko, że go mam. I pewnie zostanie u mnie na długo.